poniedziałek, 9 czerwca 2014

EKSTREMALNIE Z DMD - WYZWANIE 1

Jak postanowiłam tak tez zrobiłam. Na początek zafundowaliśmy sobie hardcore :). Jak wyzwanie to wyzwanie. Wyjazd na Palenicę a następnie przejście szlakami żółtym, niebieskim i zielonym do Wąwozu Homole. Łączna długość trasy ponad 14 km i bynajmniej nie po płaskim. Mój mąż podszedł do tematu  z lekką nutą powątpiewania, co byśmy mieli dać radę podołać temu wyzwaniu, ale przekonałam go twierdząc, że jak Matys dokona tego to wszystko inne będzie dla niego przysłowiową "bułką z masłem". Oczywiście istniała obawa, że gdzieś w środku tego malowniczego szlaku, z dala od wszelkich dróg dojazdowych nogi Mateusza odmówią posłuszeństwa i będziemy mieć "mały problem" ale wiara moja w to, że da radę była większa od strachu i perspektywy wzywania GOPR-u z  helikopterem :). Żeby naszą wyprawę uczynić jeszcze bardziej ekstremalną zabraliśmy wszystkie nasze dzieci :))))))). Wszystkie 4 sztuki. Każdy miał swój plecak a w nim kanapki i wodę. Mateuszek też miał taki sam plecak jak bracia, bo za nic w świecie nie dał sobie zabrać z owego plecaka wody żeby mieć lżej. 
My u progu naszej wyprawy......

Na dobry początek zabłądziliśmy i dołożyliśmy przez to nieco drogi jakby owe 14 km mało było ;). A dalej prosto w las i znalazło nas błoto po kolana. Czułam się trochę jakbym na łyżwach przez ten las jechała. Gdy już wydawało się być przyjemnie i miło nagle wyrosła przed nami pionowa ściana i chociaż ze wszystkich sił chciałam znaleźć nasz szlak gdzieś obok jednak nie chciał biec inaczej jak tylko przez ową górę na wprost. Pod górę jeszcze jakoś ale w dół masakra. Daniel na raty znosił wszystkie dzieci a i mamę też na koniec bo mnie jakaś (podobno niczym nie uzasadniona) ;) panika ogarnęła. No i jak tak zeszliśmy z tego szczytu to pomyślałam sobie, że teraz to już nie ma odwrotu, bo za nic w świecie jeszcze raz tamtędy nie przejdę :)
Po dwóch godzinach wędrówki dzieciaki - Michała i Matysa dopadł kryzysik mały. Okrzyknęli zgodnym chórem, że do domu już chcą wracać. Nie powiem, ich panika udzieliła się również i mnie. Matysa i Kubę to jeszcze jakoś nieść by może można, ale Michała, Matysa i Kubę......Mój cudowny mąż odmówił z dzieciakami modlitwę do Aniołków Stróżów, żeby im iść pomogły i troszkę ich nawet poniosły i nastąpił mały wielki cud. Od tej chwili aż do końca nikt już nie narzekał na nogi i nikt do domu nie chciał wracać :). 


Turyści :)

Przez cudowne widokowo łąki przyszło nam przedzierać się w największym upale, bo w samo południe. Jednak widoki wynagradzały cały trud a i postój pod drzewkiem z widokiem z Durbaszki zostanie w pamięci chyba wszystkim uczestnikom wyprawy :). 


Obiadek na Durbaszce

Gdy już myśleliśmy, że najgorsze już mamy za sobą i teraz tylko z górki, nagle znaleźliśmy się w lesie i wyrastał nam szczyt za szczytem. I tak góra dół, góra dół, góra dół. Potem dojście do podnóża góry Wysokiej i 4,3 km biegu w dół do Wąwozu Homole. Jak mi nie zejdą paznokcie po tym schodzeniu to cud będzie (kolejny;)) . I nie wiedziałam już czy lepiej było pod górę iść czy jednak w dół. Bo takie schodzenie pionowo w dół to dopiero daje popalić.:))))). 


Z tatusiem.....


Wreszcie dotarliśmy do celu podróży - Wąwozu Homole :). Zmęczeni, ale szczęśliwi :))))) Tzn. kto był zmęczony ten był - Matys chyba nie, bo jak jechaliśmy busem do Szczawnicy to pytał czy pójdziemy jeszcze dzisiaj do Promiennego Zamku :). 

Mati w Wąwozie Homole

Plany na przyszłość....kolejne wyprawy, bo teraz wiemy, że damy radę i niech nasze dziecko ma fotki na wszystkich szczytach w Polsce zanim przyjdzie moment, że na któryś z nich nie da rady wejść. Dodam tylko, że następnego dnia nikt oprócz mnie nie miał najmniejszych nawet zakwasów. :))))




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz