niedziela, 20 sierpnia 2017

EKSTREMALNIE Z DMD - REAKTYWACJA 2017 - OJCÓW

No dobra. Chwilę nas nie było. Nie, że tak zupełnie, ale nie było nas na szlaku. W tym roku ekstremalne wypady w góry całkowicie poległy. Brak funduszy, brak zdrowia....takie pospolite wymówki. Żeby to jakoś nadrobić i częściowo również po to, żeby sprawdzić w jakiej formie jest mój 10 - latek z DMD, wybraliśmy się do Ojcowa. Trasa według obliczeń miała wynosić około 8 km. Niestety, a może " stety".....mapy pomyliły się o kilka kilometrów i zrobiliśmy ich 13.

Początek trasy

Samochód "porzuciliśmy" na parkingu Ojców - Złota Góra. Trasa nie była zbyt wymagająca. Mało w górę, dużo po płaskim. Niestety przez to niewiele było widoczków do podziwiania. Przeszliśmy zielonym szlakiem do Doliny Sąspowskiej, a następnie czarnym szlakiem do Groty Łokietka. 



                                                           Wejście do Groty Łokietka 


Na wejście do Groty musieliśmy czekać 45 minut, ponieważ ten obiekt zwiedzać można tylko z przewodnikiem a do tego tylko o pełnej godzinie. No i tak czekaliśmy sobie przed złowrogo wyglądającym wejściem. Muszę nadmienić, że w tym czasie moje klaustrofobia nabrała takiego "kolorytu" (pobudzana wyobraźnią), że miałam ochotę uciec z tego miejsca, ale stwierdziłam, że czego się nie robi dla chorego dziecka, które być może nigdy więcej nie zobaczy żadnej jaskini od środka. Tak zmotywowana weszłam do środka. Jaskinia przywitała nas...chłodem. Dobrze, że pomimo pięknej pogody zabrałam (jak zwykle na wyrost :P) kurtki przeciwdeszczowe. 7.5 stopnia to stała temperatura tego miejsca. Przenikliwe zimno nawet się przydało, gdyż pozwalało chociaż na chwilę zapomnieć o tym, że właśnie znajduję się w jakieś GÓRZE. Niestety pani przewodniczka skutecznie pomogła mi sobie przypomnieć o tym, gdzie tak właściwie jestem tłumacząc, że do jaskini prowadzi tylko jedno wejście, i że ta oto wielka sala (nie można było robić zdjęć) jest tu oddzielona takim sznurem, bo ta jaskinia powoli się zapada. No to mi powiedziała!!!! Strach ma wielkie oczy i niestety nie usłyszałam już tego, że ulegnie ona zasypaniu, ale jeszcze nie teraz....tylko za setki lat. Przez "sufit" tego miejsca przebijały się korzenie drzew. To podobno te właśnie drzewa, napierając na jaskinię -niszczą ją. Nie poprawiło mi to humoru. Na szczęście 7.5 stopnia....😜 wiecie....więc cały czas wmawiałam sobie, że głównie to jest mi zimno i jest mi ZIMNO!!!! Potem było tylko gorzej. Pani nadmieniła, że w grocie hibernują zimą nietoperze i dlatego jest ona zamknięta o tej porze roku. No tak...Mój fobiczny umysł potrafi każdą myśl nieco rozwinąć. Więc pierwsze co przyszło mi do głowy:"Zimą hibernują a latem.....a latem co???? mieszkają😱. Na szczęście nasza wycieczka dobiegła końca i znów ujrzałam światłość. Miałam ochotę całować ziemię przed Grotą, ale chyba by to głupio wyglądało. Mati zachwycony zwiedzaniem...więc jakoś tak czuję, że się opłacało...pokonać strach. 


                                                                Uffff.......ocaleni..... ;)


Z Groty Łokietka przeszliśmy niebieskim szlakiem do Bramy Krakowskiej. Pod ową bramą mój syn ryzykował życiem wspinaczkę na skałkę ;). Podczas, gdy zdrowi bracia wbiegli na owy "kamyk".... Mati krok po kroku osiągał cel...ostrożnie tak by nie spaść. Nie chciałam mu pomagać żeby nie poczuł się gorszy, chociaż patrząc byłam pełna obaw. Dał radę. Jego mina na szczycie...bezcenna :). Jeżeli ktoś potrafi pokonywać własne ograniczenia i cieszyć się tym to jest to Mateusz. Brawo Mati. Dla kogoś kto jest zdrowy taka wspinaczka to nic, ale dla słabych nóg, słabej równowagi to mega wyczyn.

                                                             
                                                              Wspinaczka Matiego


                                                            Zdobywca na szczycie!      



                                                             
                                                                  Brama Krakowska


Następnie doszliśmy pod Zamek w Ojcowie, gdzie Mati w zawrotnym tempie pokonał 151 schodów. Spod zamku wróciliśmy na parking zielonym szlakiem. Cała wyprawa zajęła nam 4.5 godziny, z czego 45 minut czekaliśmy na wejście do Groty. Jest to chyba nasz rekord życiowy :). Naprawdę fajnie się szło. Mateusz ani raz nie narzekał na nogi. Kuba - pierwszy raz bez nosidła - przeszedł całą trasę. Jak na 4 - latka też niezły wyczyn. I tak... z małymi sukcesami wróciliśmy do Tarnowa.




Powiem szczerze...trochę bałam się tej trasy. Po takiej przerwie zastanawiałam się jaka jest kondycja Mateusza i czy nadal jego forma pozwala nam na tak długie wycieczki. Dzięki Bogu Mateusz ma się dobrze i naprawdę DAJE RADĘ !!!!










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz