Przy okazji wizyty u neurologa w Warszawie udaliśmy się do dr.Kucharskiego w sprawie ewentualnego podcięcia ścięgien Achillesa. Zabieg wydawał się być prosty. Wiem gdzie Achillesy....no a podciąć prosta rzecz - dwa nacięcia i po sprawie. Jakie było moje zdziwienie, gdy okazało się jak bardzo się pomyliłam w kwestii "prostego" zabiegu. Pan doktor zbadał Matysa i zaczął opisywać na czym będzie polegać operacja. Pamiętam tylko początek..... tu natniemy, tam natniemy, a tam wytniemy i zrobiło mi się dziwnie słabo, bo okazało się, że całe nogi maja być pocięte, cześć mięśni wycięta, a moje niczego nieświadome dziecko leżało i śmiało się na cały głos, gdyż badanie nóg przyprawiało go o łaskotki. Potem doktor powiedział, że mamy jakiś rok czasu żeby zdecydować czy poddamy Mateusza temu zabiegowi, ponieważ musi on być w maksymalnie dobrej kondycji i najlepiej bez przykurczów. Wcale nie pomaga fakt, że decyzja należy do nas. Gdyby tylko chodziło o wydłużenie czasu chodzenia Matysa to pewnie nigdy bym się nie zdecydowała na operację, ale niestety wydłużenie okresu chodzenia wiąże się z wydłużeniem i poprawą wydolności oddechowej i krążeniowej, a do tego jak usiądzie na wózek to zaczną się problemy z kręgosłupem. Więc generalnie im dłużej chodzi tym lepiej. Rok wydaje się być dużo, ale mam przeczucie, że ucieknie tak szybko jak pozostałe trzy od momentu diagnozy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz