Sobota 4.00 na zegarze, budzik - wstajemy. Wyzwanie - Tatry.
Im dłużej nad tym myślę, tym bardziej dochodzę do wniosku, że dokonujemy czegoś niemożliwego. Dziecko, które cierpi DMD ....nie chodzi po górach !:). Pisałam już o tym, ale naprawdę myślałam, że jedną z rzeczy jakich Matys nigdy nie zobaczy, będzie widok z górskiego szczytu, na który sam wejdzie. I nagle okazuje się, że niemożliwe staje się możliwe, że dzięki Boskiej pomocy i naszej determinacji - DA SIĘ ! A determinacja samego Mateuszka jest największa. Skąd to dziecko bierze siłę ???? Wiadomo, że jego nogi są dużo słabsze od nóg zdrowego dziecka i szybciej się męczą, a jednak nie przeszkadza to Matiemu wspinać się na kolejne szczyty, pokonując setki schodów małych i wielkich. I szczerze.... łza kręci się w oku, gdy widzę jak ten dzieciak daje radę :). A nasze wyprawy bywają męczące i to nawet dla zdrowego, dorosłego człowieka, który by bez plecaka szedł :) :P. I nie jest tak, że Mateusz narzeka na nogi, owszem marudzi czasem trochę, ale chce iść i czeka na te wyjazdy.
Pobudka o wczesnej porze daje się we znaki wszystkim uczestnikom wyprawy. Śniadanko, ubieranie (na cebulkę) i w drogę. Kiedy oczom naszych dzieci ukazują się Tatry oddalone od nas o 60 km wszyscy są pod wrażeniem. "Ale super wycieczka dzisiaj będzie", "ale góry" - słychać głosy Maksa, Matysa :).
W drodze - widok na Tatry
Mnie osobiście najbardziej przeraża wizja spotkania z niedźwiedziem :). Do tego stopnia narasta moja niczym nieuzasadniona fobia, że śnią mi się misie brunatne od kilku dni :P. Dzień przed wyjazdem Marcin Kądzielawa nieco mnie uspokaja stwierdzając, że "byłoby to wysoce niesprawiedliwe, gdybyśmy my zaczynając naszą przygodę z Tatrami spotkali na swojej drodze niedżwiedzia". Niesprawiedliwe :) bo Marcin już Tatry przeszedł pewnie całe :P, a niedźwiedzia nigdy nie spotkał. Uspokajam się nieco, bo dlaczego bym miała być wybrańcem losu :P ? Mimo wszystko w planach moich omijam, jak się potem okazuje mało skutecznie :P, wszystkie miejsca o których piszą w google, że niedźwiedzia można spotkać. Tatry Zachodnie obfitują w niedźwiedzie dlatego wybieram :P Tatry położone na wschodzie :)
Dolina Kościeliska - Maks, Mateusz i Michał
Wycieczkę, ku rozczarowaniu Maksa, rozpoczynamy w Dolinie Kościeliskiej. I nic tylko słyszę cały czas marudzenie mojego najstarszego syna: "no gdzie te góry?", "ja chcę iść w góry", "kiedy będzie pod górę? " :)))).
Ja i facet bez którego nie istnieję :)
Przed wejściem ostrzegają mnie na tabliczce, że mogę tu spotkać niedźwiedzie, na co oburzam się mówiąc do mojego męża: "jak to, przecież w Tatrach Zachodnich, a nie tych położonych na wschodzie miały być..." Mój mąż wyraźnie rozbawiony informuje mnie, że to właśnie są Tatry Zachodnie :). Hm....widać pomyliłam kierunki :). Wpadam w panikę, chcę zmiany planów, ale słowo się rzekło i na zmianę planów za późno.No cóż....przyjdzie się zmierzyć ze swoją fobią.
Schronisko na Hali Ornak
W dość szybkim tempie dochodzimy do schroniska na Hali Ornak i decydujemy, mierząc nasze siły, gdzie iść dalej. Pada hasło Przełęcz Iwaniacka. Jak tak, to tak :). Do przełęczy idzie się mocno pod górę. Na znaku napisali 1,20' więc musimy liczyć, że nam zajmie to około 2,30'. Powolutku z przerwą na posiłek idziemy do góry. Naszym oczom ukazują się niewiarygodnie piękne widoki. Żadne słowa i żadne zdjęcia nie oddadzą tego co widać gołym okiem. Ciągle czuję, że jestem na terytorium niedźwiedzi, ale pozwalam sobie na chwilę zapomnienia i podziwiam to jak Bóg ukształtował ten świat :). Zawsze, gdy jestem w górach, szczególnie uświadamiam sobie jak Wielkim jest Ten, który to wszystko stworzył.
Jakubek zamiast podziwiać widoki postanawia uciąć sobie drzemkę. "Takiemu to dobrze" - myślę sobie :) a nam trzeba iść dalej :). Mati trochę marudzi, ale dotrzymuje kroku braciom, więc chyba nie jest źle. O..... jakiś pan idzie wolniej od Matysa:)))). Nie powiem ten widok motywuje moje dziecko jeszcze bardziej. Wreszcie po ogromnym wysiłku stawiamy nasze stopy na szczycie. Czas na odpoczynek i posiłek.....
Mati na szczycie - Przełęcz Iwaniacka 1459 m
No to w dół..... Idziemy noga za nogą, wśród pięknych widoków. Zejście do Doliny Chochołowskiej również zajmuje nam więcej czasu niż podają znaki. Wreszcie nasze nogi znowu idą po płaskim, a obok nas płynie strumyk....chce się żyć !!! :). Na piętnastym kilometrze robimy sobie postój. Zostało nam jeszcze 5 km, ale niestety góral jadący dorożką okazuje się być tak atrakcyjny dla nas, jak Janioł od samego Boga posłany, bo wyraźnie wszyscy już mamy dość. Może tak miało być :)))).... ostatnie 5km pokonujemy dorożką. Wiaterek powiewa, pachnie hmmm.....stajnią i koniem :) ....jest cudownie.
Dorożka na ratunek.....dla zmęczonych wędrowców.
Nagroda....wyjazd na Gubałówkę :) i leżaczki z widokiem na Tatry.
Leżaczki na Gubałówce
23.00 szczęśliwie "lądujemy" w domu. W chwili obecnej dla naszych dzieci opcja podłoga wystarcza by oddalić się w krainę snów i śnić o ......górach :)
W kadrze Michał, a w tle Matys....tak robi dzieciom czyste górskie powietrze :)
Myślę sobie....fajnie jest mieć taką rodzinę jak nasza :)...czasem bywa ciężko i nie zawsze mam powody by się uśmiechać, ale moje życie jest dokładnie takie jak chciałam i niewiele bym zmieniła gdybym miała okazję.
Podziwiam i życzę wytrwałości !!!!
OdpowiedzUsuńŁezka się kręci, jesteście niesamowici :) Ilonka masz talent do pisania :) a.w.
OdpowiedzUsuń