MOI FACEBOOK-OWI PRZYJACIELE.....(chyba dziś tak własnie mam ochotę i potrzebę Was nazwać :) )
Wrzuciłam wczoraj na facebook - a informację dotyczącą zbiórki 1% na rzecz Matysa.
To już sześć lat odkąd pierwszy raz prosiłam Was o udostępnienie postu dotyczącego mojego chorego dziecka. Jak dziś pamiętam jakim szokiem była podana przez mnie wiadomość i jak fb zapełnił się zdjęciem Mateusza oraz prośbą o przekazanie 1% podatku.
Do czego zmierzam. Dzisiaj normalnie się wzruszyłam. Dzięki WAM!!! Około 100 udostępnień w ciągu jednego dnia. Nie chodzi o to, że zyskamy na tym jakąś niebotyczną kwotę, ale o to, że gdzieś w środku dzięki ludziom bliższym mi lub dalszym poczułam, że nie jesteśmy z tym sami. Ta świadomość bardzo wiele dla mnie znaczy i tu na blogu chcę za to wsparcie bardzo podziękować.
Facebook to na chwilę obecną moje okno na świat. Większość moich kontaktów przepływa przez ten portal społecznościowy i może to nie jest najlepsza opcja, ale przy naszym trybie życia i obowiązkach związanych z dziećmi to jedyna możliwość wyjścia do "świata".
Wiem i zdaję sobie sprawę, że często moje poglądy wyrażane publicznie mogą nie zgadzać się z poglądami osób widniejących na długiej liście facebook - owych znajomych. Czasem nawet sobie myślę ile osób już zablokowało moje posty :).
Ja się nie zmienię. Moje życie należy do Jezusa. Nie zamilknę, nie przestanę o tym pisać, bo tym żyje moje serce, tego szuka moje serce i za tym idzie moje serce, dlatego własnie tym chcę się dzielić ze światem. I nie jestem święta, niech się komuś nie wydaje :)...a właściwie to daleko mi do świętości, ale pociesza mnie fakt, że mój Bóg tym bardziej mnie kocha....
Po co wywód o Bogu?
Bo poza tym, że moje poglądy są jasne chciałabym, aby każdy z Was wiedział, że szanuję poglądy każdego z Was nawet jeżeli są one inne niż moje i nawet jeżeli w sercu nie zgadzam się z nimi. Nikogo nie oceniam, nie osądzam, bo każdy ma swoją drogę życia, a Bóg dał nam wolność. Więc skoro On w swojej wielkości nie narzuca się nikomu, tym bardziej kim ja jestem żebym miała to robić ograniczając czyjąś wolność, oceniając go z powodu jego wyznania czy braku wyznania.
JESZCZE RAZ BARDZO WAM DZIĘKUJĘ !!!!!
Przed Matim i przed nami wiele trudnych chwil. Jedno czego chcę to nigdy się nie poddać. Do ostatniego oddechu mojego dziecka stwarzać mu dom pełen radości, do którego nigdy nie wkradnie się smutek i zwątpienie. To jest moje marzenie i będę potrzebowała dużo siły żeby wbrew otaczającej nas rzeczywistości je spełnić. Ale wierzę, że się uda. Chcę żeby się udało.
Idę zatem na wojnę, ale pełna nadziei, że wygram...jeżeli nie z chorobą to z rezygnacją, zmęczeniem, smutkiem. Nie chcę, aby moje dziecko chociaż przez chwilę czuło się ciężarem, odbierało mój smutek czy widziało moje łzy. Nie zamierzam płakać. I modlę się o siłę do tego by tak właśnie było....
NIECH TO SŁOŃCE ŚWIECI NAM JAK NAJDŁUŻEJ <3
Trzymaj się Mateusz nie jesteś sam :)
OdpowiedzUsuń