I Matysek ma zapalenie zatok ....na
antybiotyk niestety :( . Tylko się zastanawiam czy to nie jest grzybicze zapalenie
od codziennego brania sterydów. Bo jeżeli by tak było to antybiotyk pogorszy
sprawę. A tak długo nie brał antybiotyków :( . Pan Janusz od zajęć na basenie
nas zabije, ostatnio ciągle odwołujemy zajęcia. I Mateuszek zapomina przez to o
tym czego się nauczył. Żeby się ta zima już skończyła to by się też choroby
skończyły. Zatem byle do wiosny….chociaż w naszym wypadku upływający czas
chciałoby się zatrzymać. Jednak myślę, że gdyby to było możliwe to na innej
porze roku….Mogło by być lato i trochę wiosny :). Takie zatrzymanie czasu
początkiem czerwca :). Niestety czas płynie a od diagnozy minęło już 4 lata jak
dobrze liczę…kiedy???? Pomijając fakt choroby Mateusza….To myślę sobie: „No
jak, że ja się niby postarzałam o 4 lata”. Wierzyć się nie chce….ale zaraz
potem uświadamiam sobie….. postarzeć się nie znaczy zmądrzeć :) i rozumiem
dlaczego nie czuję upływającego czasu. O takich ludziach jak ja niektórzy mówią
używając ładnego określenia – człowiek niedojrzały emocjonalnie a Ci co mnie
mniej lubią mówią - jak dziecko :). Trudno muszę z Tym żyć :) . Jak się nie ma
co się lubi to się lubi co się ma. Zatem akceptuję siebie całkowicie taką jaka
jestem. Co mogę zmienić zmieniam a czego zmienić nie mogę niech zmienia Bóg.
No właśnie. Spotkałam się z
opinią, że to co pisze o Bogu tutaj niektórzy odbierają jako pewną formę próby
narzucenia im mojego światopoglądu.( Pozdrawiam w tym miejscu zainteresowanego
jeżeli to czyta :)). Wyjaśniam więc, że tak nie jest. Szanuję ludzi za to jacy
są, a nie za to w co wierzą. Staram się nie oceniać nikogo. Wiadomo czasem się
nie udaje. Człowiek jest tylko człowiekiem - niestety - a jak się jeszcze jest
cholerykiem jak ja a do tego zawszę coś
powiem nie tak jak trzeba i w miejscu w jakim nie wypada tego robić. Więc
idealna w tym zakresie nie jestem…. jednak się staram. Tłumaczenie siebie
rodzajem temperamentu absolutnie mnie nie usprawiedliwia :), ale jak człowiek nie
ma jak się tłumaczyć to właśnie takie wymówki znajduje J))))))). Co do Boga.
Jest sensem mojego życia i od czasu gdy Go spotkałam nigdy w niczym innym nie
znalazłam tego szczęścia, które jest moim udziałem gdy jestem z Nim w bliskiej relacji.
„Dotknięcie” Boga pozostawia w człowieku ślad, którego nie da się zamazać. I
nawet jeżeli odchodzi się od Niego to zawsze gdzieś na dnie serca…tęskni się za
tym co tylko On może dać. Nie potrafię tego wyrazić słowami bo nie ma takich
słów. To można tylko poczuć, tego można doświadczyć i choćbym bardzo chciała opowiedzieć
o tym, to chociaż próbuje, wciąż widzę jak nieudolnie to robię. Wiara w moim
życiu nie jest też sposobem na radzenie sobie z chorobą Mateusza, bo Bóg był w
nim Obecny dużo wcześniej. Zawsze był przy mnie nawet gdy ja odchodziłam od
Niego. Stał i czekał dokładnie w tym punkcie w jakim go zostawiłam. A
zostawiałam Go wiele razy. Jednak choroba Mateusza bez wiary…..nie potrafię
sobie nawet wyobrazić. Dlatego pisze i będę pisać o Bogu….Jest pierwszym i
najważniejszym punktem odniesienia w moim życiu. Jest On a potem długo, długo
nic. Bo wszystko co mam od Niego pochodzi i do Niego należy. I nie mam nic
mojego……
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz