czwartek, 2 czerwca 2016

EKSTREMALNIE Z DMD - NOWY SEZON - SOKOLICA - TRZY KORONY

No i od nowa :). Miałam trochę obaw jaka jest kondycja Matysa i czy damy radę...ale Dobry Bóg sprawia, że cały czas dajemy radę.... lepiej niż bym mogła sobie wymarzyć. Oczywiście opcją najlepszą byłby brak tej paskudnej choroby, ale mając to co mam....musząc to przyjąć i zaakceptować jestem szczerze szczęśliwa, że jest jak jest.

Wydawało się, że trasa ( na mapie :P) łatwa, przyjemna i w zasadzie krótka. Nic bardziej mylnego. Samo podejście na Sokolicę ok. Nawet nie zdążyłam się zmęczyć. Mati też dzielnie właził do góry. Jedyne co w tym wychodzeniu zmęczyło, bardziej moją cierpliwość niż nogi, było bieganie za Kubą, który zasadniczo to nie wchodził, ale wbiegał na górę, zdobywając tym samym pierwszy szczyt w swoim życiu (mam tu na myśli samodzielne wychodzenie od samego dołu do samej góry).

Potem się zaczęło. Szczytami Czerteż, Czertezik poszliśmy na Trzy Korony. Strome podejścia, przepaść 50 cm od lewego buta :)..... i tak maszerowaliśmy dłuższy czas aż do miejsca, z którego można było w 30 minut dojść do Krościenka, albo iść dalej 1,5 godziny na najpiękniejszy szczyt Pienin - Trzy Korony. W tym miejscu kryzys dopadł Maksa. Zauważył bowiem ów kuszący napis Krościenko 1/2 h i stwierdził on idzie w tym kierunku, koniec, kropka.[ Tatry są piękne......ale mam ogromną słabość do pienińskich szlaków. Myślę, że to jedno z najpiękniejszych miejsc w Polsce (taka dygresja) :).

Podejście na Trzy Korony - MASAKRA !, ale schodzenie w dół jeszcze gorsze - szczególnie końcówka. Mateusz.... pomimo małego kryzysu jakieś pół godziny od szczytu docelowego naszej wędrówki (kiedy to tatuś zdjęty litością postanowił wnieść na Trzy Korony swojego syna z DMD - brawo tatuś!!!! )pięknie przeszedł 95 procent tej trasy.Z medycznego punktu widzenia jest to niemożliwe :P. Ostatnio ktoś zasugerował mi nawet, że nie mamy Duchenne'a... ku mojemu rozbawieniu. Bardzo bym chciała żeby ta diagnoza była błędna :). Niestety wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią, że diagnoza jest właściwa, ale Moc z wysoka jest większa od  Potwora. :)

Tak oto Mateusz chory na DMD zdobył kolejny szczyt w swoim życiu. Jak się tak zastanowić to myślę sobie, że zdobył więcej szczytów niż niejeden zdrowy, sprawny człowiek przez całe swoje życie :). I to jest piękne.... i o to chodzi. Nigdy nie wolno nam tracić nadziei. NIGDY!!!!!

POCZĄTEK WYPRAWY

PRZYSTANEK ;)

MATEUSZ NA SOKOLICY

WSZYSCY RAZEM :)