poniedziałek, 8 grudnia 2014

TURNUS REHABILITACYJNY - MIELNO 2014 :)

      W ostatnich dniach  kolejny raz uczestniczyliśmy w turnusie rehabilitacyjnym w Mielnie.

     Nasz wyjazd nad morze stał pod znakiem zapytania ponieważ raz za razem jakieś choróbsko pakowało nam się do domu. I kiedy wydawało mi się, że już jesteśmy chwilowo na prostej, w dniu wyjazdu, a właściwie w noc wyjazdu Michał dostał gorączki. Cudownie....wyjazd zapowiadał się ......chorobowo :(

      Jakoś ogarnęliśmy kwestię gorączki u Michała i w rekordowym czasie 9,5 godziny znaleźliśmy się na drugim końcu naszego pięknego kraju. Dodam, że jest to moja ulubiona jego cześć, takie moje miejsce na ziemi.....

      Pierwszy dzień pobytu się jeszcze nie skończył, gdy..... również Maks dostał gorączki. Niestety  okazała się ona być o wiele poważniejsza niż się spodziewaliśmy. Prawie 40 stopni przez cztery dni. 40 stopni równa się bezsenne noce  :(. I tak.... nie spaliśmy lub spaliśmy na siedząco. Jedyne co mogło nas pocieszyć to fakt, że następnego dnia nikt nie musiał iść do pracy, nikt nie musiał gotować obiadu i nikt nie musiał prać, sprzątać prasować. Nie wiem czy jest to jakieś pocieszenie, kiedy się trafia do fajnego hotelu z mnóstwem atrakcji, a widzi się tylko cztery ściany własnego pokoju, ale musiało nam wystarczyć.

     Diagnoza choroby Maksa okazała się być zagadką :P dla lekarzy pracujących w tamtym rejonie naszego kraju. Od jednego usłyszałam, że dziecku nic nie jest, ma tylko 40 stopni. Drugi też nie bardzo wiedział o co chodzi a trzeci prawie na palcach przeliczał jak podawać leki sugerując mi, że źle to sobie policzyłam. Koniec końców i tak wyszło na moje :P. Po odwiedzeniu szeregu lekarzy wszelakiej maści innych specjalistów okazało się, że to prawdopodobnie szkarlatyna :(. Prawdowpodobnie ponieważ powyższą diagnozę postawił ostatecznie mój prywatny, osobisty, najukochańszy pediatra dr. Korczak. Trudno mu było ocenić przez telefon :) czy wysypka u Maksa jest szkarlatynowa, bo jak to sam powiedział jestem jakieś 900 km od niego, ale z objawów jakie bardzo dokładnie mu opisałam wszystko na to wskazywało. Poszły dwa antybiotyki i wreszcie dziecko nam ozdrowiało.....

      Aż tu ku "zaskoczeniu" :P.....Mateusz dostał gorączki. Całe szczęście, że dwa dni i było po chorobie, ale myśli miałam najczarniejsze, zresztą nic nowego jakby to mój mąż określił.

      Po przechorowanym tygodniu przyszedł wreszcie upragniony czas na właściwy wypoczynek :). Dużo spacerów, dużo jodu, dużo ciszy i spokoju i dużo.....nauki do nadrabiania. Gdyby mi ktoś powiedział, że jeszcze raz będę chodzić do podstawówki :) .... No ale nic nie można było zrobić..trzeba było pracować, żeby potem jakoś szybko ewentualne braki ogarnąć.
\
     Mati jak co roku ciężko ćwiczył z niezastąpionym Panem Andrzejem, naszym rehabilitantem w Mielnie, jak również polegiwał na masażach, zagadując przy tym, przemiłą Panią masażystkę -Agnieszkę. Oprócz tego codziennie bywał w grocie solnej. A z grotą solną to jest tak. W założeniu jest to miejsce gdzie człowiek ma wypocząć przy muzyce relaksacyjnej, odgłosach kapiącej wody, przyciemnionym świetle itd....w praktyce niestety bywa nieco inaczej. Podczas tych 50 minut, bo tyle trwa seans :), najszybciej zasypiają starsze Panie oraz starsi Panowie i .....zaczynają tak niemiłosiernie chrapać, że o wszelkiej formie relaksu w tym miejscu można już tylko poczytać sobie na ulotce :P jeżeli się ją do owej groty zabierze :). Ale nie jest źle. Przy ściance najbliżej wyjścia jest nawet zasięg w telefonie więc można nadrobić zaległości na fb :P :).

    Wszystko co dobre szybko się kończy i te dwa tygodnie uciekły nam tak błyskawicznie, że zanim się obejrzeliśmy już trzeba było wracać :(.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz